Rozdział II
Rozdział II
Za tydzień Walentynki.
A ja nie mam chłopaka, nie mam sukienki na imprezę oraz jakichkolwiek chęci, by iść do tego głupiego klubu. Ale obiecałam Jessi i nie mogę się teraz wymigać. Albo mogę...? Nie, co by była ze mnie za przyjaciółka.
- Grace, w co ty się wpakowałaś?- mruczę pod nosem. Mam ochotę wejść do szafy, zamknąć ją i zgubić klucz gdy tylko sobie przypomnę, że wieczorem mamy się spotkać
u niej, żeby wybrać kreacje na imprezę. Uff, Grace! Uspokój się! To tylko jeden wieczór, dasz radę.
Tylko jeden wieczór.
Tylko.
Jeden.
A może symulować chorobę i odwołać to wszystko? Zadzwonię do Jessi, powiem, że umieram... Da mi spokój? Znając ją, to nie... To może powiedzieć, że Toby jest ciężko chory
i muszę się nim opiekować? Czy to jest dobry pomysł?
Oczywiście, że nie! Znajdzie dla niego opiekunkę, żebym tylko mogła iść na tę imprezę.
Pozostaje mi tylko wpaść pod samochód. Albo od razu pociąg. Jednak zanim to nastąpi muszę jechać po Toby'ego, który zaraz kończy lekcję pływania.
Kiedy wchodzi do mojego auta cały naburmuszony, pytam.
- Co ci jest młody? Czyżby ktoś zabrał twoje rękawki do pływania?
- Hej! Dobrze wiesz, że już nie używam rękawków!- Wiem, ale kocham się z nim droczyć.
- No więc co ci jest? Masz minę jakby ktoś umarł.
- Dzisiaj były zawody, w których brałem udział. Wiem, że ty byłaś w szkole i nie mogłaś przyjść, więc prosiłem tatę żeby przyjechał. Dawno nie był na moich lekcjach i chciałem się pochwalić ile już umiem, ale jego nie było.- Opowiada, a ja wpadam w gniew i rozpacz jednocześnie.
Praktycznie sama wychowuję mojego braciszka. Rodzice ciągle są na jakiś wyjazdach służbowych. Nie pamiętam kiedy ostatnio byli w domu.
- Przykro mi, że znów nie przyjechał. Przyjadę na następne zawody z wielkim napisem "Kocham Cię Toby!" i narobię ci wstydu przed koleżankami. Co ty na to?
- NIE!- Krzyczy na mnie szczerze przerażony.- Nawet się nie waż!
Kiedy dojeżdżamy pod kamienicę proszę Toby'ego żeby pobiegł na górę po Aksela
i wyprowadził go na spacer, a sama biegnę do Jessi.
Otwiera mi drzwi cała rozpromieniona.
- Oh to ty! A gdzie Toby?
- Poszedł na spacer z Akselem. Niedługo do nas przyjdzie.- Można by pomyśleć, że moja najlepsza przyjaciółka bardziej lubi mojego brata niż mnie.
- Okay. Chodźmy! Nie mogę się doczekać, aż zobaczysz co dla ciebie wybrałam!
- O...już się boję.
- Przestań być tak krytycznie nastawiona do wszystkiego co cię otacza. Piszesz
w pamiętniku?
- Narazie napisałam jeden wpis. Może dzisiaj, jak wrócę do domu coś napiszę. Chociaż nie wiem, po co mam to robić...
- Nawet nie zaczynaj. Masz się w końcu otworzyć przed kimś.
- Jessi, pamiętnik to rzecz.
- To przed czymś. Nie możesz tego trzymać w sobie. A teraz patrz i podziwiaj!
Wchodzimy do jej pokoju i pierwsze co widzę to trzy sukienki rozrzucone na łóżku. Wyglądają jakby im ucięto przynajmniej połowę długości. Przecież w każdej z nich będzie mi widać tyłek!
- Jessi, myślę, że one są zbyt zdzirowate jak dla mnie.
- Oh przestań! Chociaż przymierz.- Grzebie za czymś w szafie- O i załóż od razu do nich te buty. Od razu będziesz lepiej wyglądać.
Wyciąga w moją stronę czarne dziesięciocentymetrowe szpilki. Co to, to nie. Zawsze unikałam chodzenia na jakimkolwiek obcasie. Jestem dziewczyną, która urodziła się
w trampkach i nigdy nie próbowałam tego zmieniać. Prędzej skręcę sobie kostkę niż przejdę na tych szczudłach trzy metry. Chociaż skręcone kostki to i tak lepsza rzecz niż pójście tam jako piąte koło u wozu.
- Przecież ja nigdy nie miałam szpilek na nogach! Jessi!
- Dzisiaj w końcu nauczysz się w nich chodzić.
Po kilku minutach, kiedy próbuję przekonać przyjaciółkę, aby dała mi coś bardziej zakrywającego, do pokoju wchodzi Toby i od progu narzeka, że będzie musiał czekać za mną godzinami zanim wszystko wybiorę. Czuję tą samą niechęć i całkowicie go rozumiem, też nie chcę tu być.
Jednak pod namową przyjaciółki idę się przebrać w pierwszą sukienkę. Jest nawet ładna, fioletowy, świecący materiał dobrze na mnie leży, tylko jest jedno "ale". Jest tak wycięta po bokach, że zakrywa ledwo to, co na sto procent powinno być zakryte. Nie, nie, nie, nie, nie. Ściągam ją i patrzę na drugą. Kiedy tylko ją widzę, od razu mam ochotę zwymiotować. Dosłownie. Co to ma być? Cekinowa sukienka, też zasłaniająca tylko to, co powinna, a do tego futerko w lamparcie cętki? Skąd ona to ma? Ukradła bezdomnemu? Mowy nie ma, żebym to założyła. Nigdy.
W końcu decyduję się na małą czarną (chyba za małą o jeden rozmiar) i te niebotycznie wysokie szpilki, w których chodzę jakbym była pijana.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł- mówię do Jessi, opierając się o framugę drzwi, aby nie upaść na podłogę.
- Wyglądasz obłędnie! Nie przesadzaj.
- Umrę w tych szpilkach.
- Umrzesz, będąc oszałamiająca. Idziesz w tych, koniec, kropka.
Patrzę na brata, który leży na łóżku i bawi się moją komórką.
-T, co uważasz o stroju swojej siostry?
Toby spojrzał na mnie kątem oka i znowu zaczął grać.
- No tak... Nie martw się. Przeżyjesz i, obiecuję, nie odpędzisz się od chłopaków.
- Tylko nie to...- mruczę pod nosem, ale było za późno.
- Kiedy wszyscy cię zobaczą, padną trupem!
- Nie chcę ci przerywać, ale naprawdę, musimy już iść.- muszę stąd uciekać. Zaraz zacznie mi wybierać suknie ślubną.
Jessi odkłada dla mnie ubrania i odprowadza mnie do wyjścia.
- Super się dzisiaj bawiłam! Do jutra Grace, dobranoc T!
Toby macha jej na pożegnanie po czym idziemy do mieszkania.
Kiedy wchodzę do mojego pokoju pierwsze co robię, to otwieram szafę w poszukiwaniu czegoś bardziej normalnego niż to, co wybrałam u Jessi. Patrzę w głąb i, serio, chcę się w niej zamknąć na wieczność. Jest to w cholerę kuszące. Wszystko, tylko tam nie iść.
Po dziesięciu minutach szukania jakieś sukienki stwierdzam, że żadna nie nadaje się na imprezę.
Odchodzę zrezygnowana i siadam na łóżku. Odwracam głowę i widzę pamiętnik leżący na szafce nocnej. Otwieram go.
Drogi Pamietniku! 08.02.2018r.
Dzisiaj wybrałam sukienkę na wieczór walentynkowy. Chyba nie do końca mi się podoba, ale Jessi powiedziała, że wyglądam olśniewająco i nie może się doczekać, aż wyjdę w niej ubrana do klubu. Do klubu! Co mnie napadło, że ja się na to zgodziłam? I jeszcze te buty. Na pewno się w nich przewrócę, nawet jeśli Jessi jest przekonana, że nauczę się w nich chodzić.
Mam cichą nadzieję, że nas tam nie wpuszczą. W końcu mamy tylko po siedemnaście lat.
Na samą myśl o tym wieczorze jest mi niedobrze. Jak Jessi i Carter mogą być przekonani, że zabieranie mnie do klubu jest w porządku? Przecież tylko będę im przeszkadzać. Ale i tak najsmutniejszy jest fakt, iż zbliżają się Walentynki, dzień zakochanych, a ja nadal jestem singielką. Broń Boże z wyboru. Nigdy nie miałam chłopaka. Uwierzysz? Albo nie spotkałam jeszcze tego jedynego albo coś ze mną nie tak. I mogę się założyć, że na imprezie będą same pary, w końcu to ich święto, a ja będę siedziała samotnie przy stoliku i płakała nad swoim losem.
Chyba pora skończyć to użalanie się nad sobą. Mogę śmiało ci powiedzieć, że spełniasz swoje zadanie, właśnie Ci się zwierzyłam z moich myśli.
Cześć!
OdpowiedzUsuńZwykle nie zajmuję sobie miejsca, ale tym razem zrobiłam wyjątek.
Podoba mi się styl twojego pisania. Jest lekki i dobrze się czyta to co piszesz.
Jess jest naprawdę denerwującą postacią. Przynajmniej mnie jej zachowanie irytuje. Nie wiem dlaczego, może z czasem moje zdanie się zmieni.
Toby, hah. Nie wiem co o nim powiedzieć. Fajny chłopiec.
Główna bohaterka ma podobne zdanie do szpilek co ja. Wolę tenisówki.
Rozdział ogólnie wyszedł dobrze, czekam na dalszy rozwój akcji.
Pozdrawiam, Shoshano